Przejdź do zawartości

Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
66

łem na powietrzu, ciągle na drabince, człek wtedy doświadczy, co to jest „balans”. No! teraz mam czeladników, ale to panu powiadam, że gdybym był o lat dwadzieścia młodszy, wnetbym się do waszego towarzystwa zapisał. Podoba mi się ono, choćby już dla samego munduru. Ale na moje lata wyglądałoby to dziko.
Jak na zawołanie przyszła Wejwarze ta rozmowa sokolska.
— O, szanowny panie — jął mówić gorliwie — wszak pan jest w najpiękniejszych latach. Takich członków mamy wielu, a niektórzy ćwiczą się, wielu zaś chodzi na wycieczki. Cóż, gdyby się szanowny pan raczył bliżej rozpatrzeć, widziałby pan, jakie to piękne, i wstąpiłby pan także. Na wiek się nie patrzy, członkiem może być każdy porządny obywatel, a na wycieczki może chodzić każdy, kto ma zdrowe nogi. Mamy wielu starszych panów, i to dodaje stowarzyszeniu powagi. Są tam doktorzy, adwokaci, burmistrzowie, profesorowie...
— No widzisz, Kondeliku — trąciła pani łagodnie małżonka — nie myśl, że jesteś dziadkiem. Wszak jesteś mężczyzną w pełni sił!
— O tak, proszę pana — ciągnął Wejwara, a im dalej, tem z większym zapałem. — O tak, a gdyby szanowny pan miał zamiłowanie i wstąpił, dodałby pan znów chęci innym!
Pan Kondelik palił, palił, i jakoś mu pochlebiało namawianie Wejwary. Nareszcie wyjął cygarnicę z ust:
— Dobrze, dobrze, panie Wejwaro! Brakuje mi coś jeszcze do pięćdziesiątki, ale do tych skoków