Przejdź do zawartości

Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXI

Uwaga! Gdy tylko wstąpiłem na ścieżkę przygód, spotkałem się natychmiast z John’em Barleycorn. Znalazłem się wśród obcych, gdzie do zawarcia znajomości prowadził obrządek przepijania do siebie, który również na oścież otwierał bramę krainy przygód. Wszędzie John Barleycorn. Spotykałem go zarówno w szynkach, pełnych pijanych mieszczuchów, jak i wśród wesołych trampów kolejowych, z butelkami po kieszeniach, lub też wśród włóczącej się zgrai rozpróżniaczonych „trucicieli”. Spotkałem go nawet w takim stanie prohibicyjnym, jakim podówczas był stan „Jova” w roku 1894. Przechodząc główną ulicą w Des Moines, niejednokrotnie bywałem proszony przez obcych do tajnych wyszynków; i tak, pamiętam, piliśmy w golarni, w odlewni rur, w składach mebli.
Wszędzie John Barleycorn. W czasach ogólnego zastoju, bezrobocia, włóczęga, nie zarabiający ani grosza, mógł też się upić. Pamiętam jak kilku z nas niezgorzej sobie podpiło w więzieniu w Buffallo, i jak później, po zwolnieniu, urządziliśmy sobie bibkę