Przejdź do zawartości

Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dotknęły gór, które roztaczały się opodal naprzeciw okien wieży. W jego milczącym smutku nie było ani śladu sztuki, udania.
Tegoż dnia popołudniu odwiedził Daumera burmistrz Binder.
— Profesorze! — powiedział doń — radni magistratu są przekonani nadal o tem, że nasz „znajdek“ gra komedję, na której się nie poznałeś.
— Jakąż korzyść miałby z tej komedji, dla której żywi się tylko chlebem i wodą i ze wstrętem odrzuca wszystko, co łaskocze przyjemnie podniebienie?
— Tego nie wiemy. Ale ostrożność sądu nie zawadzi tam, gdzie lekkomyślna łatwowierność łacno się może narazić na słuszne szyderstwo.
— To brzmi tak, jakgdyby tylko sceptycy i przeczyciele mieli monopol trafnego sądu o tajemnicach świata! — rzekł profesor.
Burmistrz z wyrozumiałą ironją spojrzał na młodego uczonego.
— Pan jesteś entuzjasta! — zauważył. Wszelako nie odmówiono panu prawa do wzięcia udziału w komisji, która ma sporządzić orzeczenie w sprawie tego nader oryginalnego wypadku. Jesteś powołany w charakterze trzeciego eksperta obok radcy magistratu Beholda i barona von Tuchera do spisania protokółu nowych oględzin więźnia przez lekarza sądowego.
— Ach, zawsze akty... i akty! — uśmiechnął się złośliwie Daumer.
— Cóż robić, kochany profesorze?! Toć jeżeli nasz świat urzędniczy zasmakował w atramencie,