Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Następnego piątku popołudniu — dzień sprawunków w miasteczku — Inka, Ludka i Zuzia wstąpiły do kwiaciarni — wyrównać rachunek.
— Dwie wiązanki słoneczników, dolara — zaczął właśnie z głębi sklepu wyliczać właściciel, gdy wtem za panienkami dały się słyszeć kroki i nagle znalazły się twarzą w twarz z Mirą Mertelle van Arsdale, pochyloną również nad rachunkiem.
— O! — wykrzyknęła gwałtownie. — Mogłam się była domyślić, że to wy trzy to zrobiłyście!
Przez chwilę patrzyła na nie w milczeniu, poczem osunęła się na plecione, trzcinowe krzesło i oparła głowę o ladę. W ostatnich czasach wylała tyle łez, że płynęły już automatycznie.
— Rozumie się — łkała — że rozgadacie to teraz wszystkim i wszyscy będą się ze mnie śmiali.
Trzy przyjaciółki spojrzały po sobie z nieprzejednanemi minami. Tych parę łez nie wzruszyło ich.
— Powiedziałaś o Reni, że jest zwarjowaną gąską, ponieważ robi tyle krzyku o nic — przypomniała jej Zuzia.
— A tymczasem on był przynajmniej prawdziwym, żywym człowiekiem — rzekła Inka — choćby nawet miał krzywy nos.