Przejdź do zawartości

Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ło przeciągłe chranie. Hubert wychylił się przez dymnik i wpił się oczyma w ciemność. Do uszu jego doszedł hałas przesuwanych wozów i ciche pokrzyki woźniców.
— Oho, coś się zaczyna! Krzych. skoczno zbadać sytuację.
Znowu wracał niepokój czekania. Bali się wszyscy o Krzycha. Czy go nie złapią, a może już go złapali! Co taka cisza? Serca łomotały im niespokojnie. Ale po chwili na szczeblach drabiny wiodącej na strych ukazał się Krzysiek.
— Ładują pierwsze wozy, otworzyli już bramę od Woszczowej, — wyrzucił zdyszany.
— Chłopcy, złazimy na dół! — krzyknął Hubert. — Za chwilę zniknęli w ciemności. Szli trzymając się za ręce. Przeszli dziedziniec, pocharatali nogi o krzaki i byli niedaleko bramy. W tym czasie bardzo cicho zajechało ogromne ciężarowe auto i wtoczyło się na plac betoniarni. Hubert dłużej się nie zastanawiał. Spojrzał na fosforyzującą tarczę zegarka i zadecydował: Krzysiek z Adamem przy bramie. Uważajcie dobrze i słuchajcie, w którą stronę ruszą wozy! Tarzan zostaniesz i będziesz obserwował całą budę. Konrad, wal za jakimś czwartym, piątym wozem i spróbuj gdzieś po drodze zatrzymać fury. Ja jadę do prokuratora!