Przejdź do zawartości

Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cie jak znalazł. I mogłoby być z tego w przyszłości coś w rodzaju poradni zawodowej.
Dotychczas nie mogę rozgryźć, czy on sobie żartował, czy serjo to podał. Ale obmyślił wszystko ze szczegółami, bo i dalej mi klarował, że każdy zastęp zwalczałby zbiorowo wady. Socjaliści — wywodził — nieumiejętność decydowania się, Narodowcy — warcholstwo, Ludowcy — kłótnictwo, Sanatorzy zarozumiałość.
Boże, co za wysiłki robiłem, aby nie ryknąć śmiechem, kiedy mi to wykładał. Co za mina jego, gdy mi z całą powagą dowodził a propos spółdzielni, że niejeden koc mógłby zostać w ten sposób sprzedany gdzieś daleko na kresy za tanie pieniądze, bo tu u nas rynek zapchany, podaż wielka, a popyt niebardzo, a może tam potrzebują. Nie mogłem — bo chociaż jego przemyślenie bardzo ciekawe, jednak ujecie i analogje z nieprawdziwego zdarzenia…
14 września.
Uff, klamka zapadła. Zdecydowałem się. Trzeba już było przeciąć nieustanne narady.
Chłopcy, skoro poczuli się wyodrębnieni w osobny, samodzielny ruch, stale żądali, aby to uzewnętrznić. Ale wciąż były spory o szczegóły techniczne. I wreszcie się zdecydowałem.