Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiedyindziej człowiek goły, który przysiada się na wóz i prorokuje. Najczęściej jednak są to dokuczliwe, a mojem zdaniem, głupkowate straszydła, nie świadczące zbyt korzystnie o fantazji naszego ludu: Więc na przykład figura jakiegoś świętego, zabiegająca drogę z tylu stron, iż wóz wciąż jeździ w kółko, albo — przykład klasyczny — koło od taczki czy kula jakaś, samotnie pędząca przez łąki za wracającą do domu z roboty młodzieżą — rozumie się — o zmierzchu. Coby to goniące koło czy kula oznaczała, nie mogłem wysondować, prawdopodobnie djabła. Jedynym ratunkiem przed tem zjawiskiem ma być ucieczka ku najbliższemu rowowi. Tam wszyscy muszą się wziąć za ręce i razem przeskoczyć rów z okrzykiem „Jezus, Marja, Józef!“ Ktoby pozostał w tyle, ten roku nie doczeka. (Rzeczy, których pod grozą niedoczekania roku robić nie wolno, jest bardzo wiele, zwłaszcza na wilję).
Zabobony liczne i bardzo ciekawe. Jeśli dzieci, bawiąc się w kościół, śpiewają pieśni kościelne i udają księży, mówi się, że wywodzą, rozumiej, wywodzą duszę z człowieka. Jest to niedorzeczność, a jednak — dzieciom swym musiałem zabronić tej zabawy, gdy parę osób w sąsiedztwie zmarło. Kościelny śpiew dziecka i — puszczyk — to jedno. Ostatecznie, w dzieciach jest siła nadziemska — zatem niech milczą — ich najniewinniejsze zabawy są zawsze okrutne. Ale dalej: Jeśli w jednym garnku zmieszasz mleko od dwóch krów, jedna krowa przestaje dawać mleko. Tak tu gulonki powszechnie wierzą — i sprobójże założyć w tym kraju spółkę mleczarską.