Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wogóle stale jest zmienny i nie może równać się z klimatem mórz południowych. Nad morze z Polski oddawna wyjeźdżali przeważnie ludzie zamożni, lub mogący sobie od czasu do czasu pozwolić na jakiś zbytek. Za swoje pieniądze mieli komfort i zbytek modnych letnisk wraz z ich różnobarwnym tłumem międzynarodowym, mieli słońce południowe, oraz mnóstwo bardzo interesujących i pouczających wycieczek. Wszak Lido, to nietylko plaża, ale i cała Wenecja, Monte Carlo to nietylko morze, ale też jeden z najpiękniejszych zakątków Europy, małe letniska w Bretanji, to równocześnie starodawne zamki, opactwa i t. d. U nas tego wszystkiego brak, a w dodatku za drogie pieniądze marzyć nie można, jak dotąd, o wygodach, do jakich ludzie miejscy przywykli, żyjąc nawet w bardzo skromnych warunkach. Oto problemy bardzo ciężkie.
Cóż z tego wynika?
To, że ludzie prawdziwie bogaci, chcąc wyjechać nad morze, w dalszym ciągu jeździć będą zagranicę, czemu się wcale nie należy dziwić. Na półwysep zaś ciągnąć będzie letnik średnio zamożny, liczący się z każdym groszem, a tedy unikający wszelkich luksusowych urządzeń i kosztownych rozrywek, ten letnik, który koniecznie będzie chciał użyć powietrza morskiego i morskich kąpieli.
Zatem organizowanie i budowanie jakichś luksusowych letnisk na półwyspie nie może mieć żadnych widoków, prócz nieuniknionych bankructw, które okryją półwysep ruinami, a równocześnie najzupełniej mogą zrujnować rybaków, spekulujących na polepszenie swego bytu. Wtedy eksploatacja półwyspu z natury rzeczy przeszłaby w ręce czynników, wcale do tego nie powołanych, a których pragniemy uniknąć.
Letnictwo na półwyspie powinno wobec tego mieć na względzie przedewszystkiem masowe wycieczki młodzieży polskiej, dla której byłaby to sposobność ucze-

331