Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słyszeć i zaczęła znowu iść przed siebie bardzo powoli, z rękoma wyciągniętemi.Tuż koło niej coś zaszeleściło w gęstwinie. Ujrzała parę zielonych błyszczących oczu. Serce jej zatrzymało się. Stworzonko skoczyło — paprocie i gałązki zaszumiały i — cisza. Noel przycisnęła ręce do piersi. Zdziczały kot! I znów szła dalej. Ale teraz straciła kierunek. — Kręcę się pewnie wkółko. — pomyślała, — to się zawsze tak dzieje. — I znów szarpnęło nią rozpaczliwe, beznadziejne uczucie ludzi zbłąkanych. — Czy mam wołać? — pomyślała. — Muszę być pewnie blisko drogi. Ale to takie dziecinne! — Szła dalej. Trąciła nogą o coś miękkiego. Jakiś głos zaklął siarczyście, czyjaś ręka chwyciła ją za kostkę. Skoczyła, szarpnęła się i uwolniła nogę; oszalała ze strachu krzyknęła i zaczęła pędzić naoślep przed siebie.