Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakże to pięknie ze strony pani!
Umiała każdy cios odbijać ta dziewczyna!
— Jestem półtrzecia razy starsza od pani — ozwała się Jana — jednakże sympatyzuje z panią ogromnie. Straszną rzeczą jest brak samodzielności. Panna znów się uśmiechnęła.
— Doprawdy, wydaje mi się, że pani radaby mi opowiedzieć o wszystkiem.
Jak to dziecko uporczywie zmierzało do swego celu!
— Nie jest to mój sekret. W każdym razie postaram się zrobić wszystko, co w mej mocy, gdyż uważam, że zarówno pani jak i Jon powinniście wiedzieć o wszystkiem. A teraz się pożegnam.
— Czy pani nie zechciałaby zaczekać do powrotu ojca?
Juna potrząsnęła głową.
— Jak mogłabym się przeprawić na drugi brzeg rzeki?
— Ja panią przewiozę łódką.
— Wie pani co? — podjęła Juna impulsywnie. — Za następnym razem, gdy pani będzie w Londynie, musi mnie pani odwiedzić. Ja tam mieszkam. Wieczorami zwykle bywa u mnie młodzież. Niech pani nie myśli, że zdradzę przed ojcem jej przybycie.
Fleur skinęła głową.
Przyglądając się jej, jak ruchem wioseł pędziła łódkę, Juna myślała:
— Bardzo ładna i ślicznie zbudowana. Nigdy nie myślałam, by Soames miał tak ładną córkę. Tworzyłaby z Jonem śliczną parę.
Instynkt kojarzenia par był u Juny zawsze żywotny, mimo że w sercu jej własnem przymierał ustawicznym głodem. Stanęła na brzegu i przyglądała się Fleur, wiosłującej zpowrotem. Dziewczyna odjęła rękę od wiosła, by skinąć nią na pożegnanie; wówczas Juna z jakimś bólem w sercu poczęła iść ociężale ścieżką po-