Przejdź do zawartości

Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
21
POEZYE.

Długo stąpając, ze sercem zbolałém
Bramy Trajana zwaliska ujrzałem.
U śnieżném kwieciem osypanéj gruszki
W trzcinowe fletnie świstali pastuszki,
Patrząc na trzody rozpierzchłe wśród jarów
Grali pokrzywom na dziełach Cezarów.
1858. Pod Bramą Trajana.



Bajraktar Ali

i jego powiastka.



Dzień mnie dziesiąty przez góry, wąwozy,
Bajraktar Ali w Macedonii wodził[1].
Wśród pysznych lasów i natury grozy
Szybko dzień długi lipcowy nam schodził;
A w noc, czy jary, czy nagie gór szczyty
Namiotem nieba nam były błękity.

I polubiłem Ali Bajraktara;
Zda się, że przyjaźń wiązała nas stara.
Starzec to dziarski, krzepki i wesoły,
Z nie jednéj beczki sól i chleb snadź jadał;
Blizna mu czoło dzieliła na poły,
Rad też o dawnych bojach rozpowiadał.

U stóp Jeltepy, o któréj łeb siwy[2]
Najstarszy z Dżinów rozszalałych wiatrów
Rozbił się, chmury z rąk puściwszy grzywy,
Głazy zaległy podobne do szatrów.
W tym szatrów wieńcu wybrał nocleg Ali,
Rżą konie, ogień wesoło się pali.

Niemy patrzyłem, jak płomień ogniska
Rzuca dyamenty, złoto i purpurę
Na dziki strumień, co rozdarłszy górę,
Z pod stopy mojéj pianami wytryska.
Gdy wzrok bawiła ta światła igraszka,
Daleko była biedna moja ptaszka!

  1. Bajraktar, chorąży
  2. Jeltepe (góra wiatrów). Starożytny Orbelus.