Przejdź do zawartości

Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
39
POEZYE.

On rzecze nagle: w drogę wy, anieli!
Pomiędzy ludźmi przejdźcie się po świecie;
Przejdźcie jak ludzie — a coście widzieli,
Wróciwszy wiernie wszystko opowiecie,
Jakby nie wiedział, że tu nam kijami
Pogrożą, a tu nas wyszczują psami.

A starszy rzecze: „Dowiodłeś tą mową,
Że z ciałem ludzkiém ludzkie wziąłeś słowo.
Anielskiéj szaty nieśmiertelne blaski
I raj wieczysty z Pana mamy łaski;
A może Pan nas tu wysiał na ziemię,
By dał nam uczuć człowieczeństwa brzemię.

„Widzisz, jak ciężkie te ciała okowy,
Jak zimna, głodu kąsają nas gady,
Oto przytulić gdzie nie mamy głowy!
A tam — słyszałeś śmiech hucznéj biesiady —
A tam i ciepło i jadło i wino,
Lecz... nie dla ciebie, nędzarzów drużyno!

„Kto z ziemi kału, ciałem przygnieciony,
Na skrzydłach pracy, pokory i wiary
Miłością wzbije się przed Pana trony,
Ten szczęśliwości wiecznéj godzien czary,
Więcéj niż w niebie my razem anieli,
Cośmy z rąk Pana wszystko darem wzięli!

„Tymczasem idźmy poszukać schronienia
Wyżéj w gęstwinie, — bo tego tu drzewa
Ubóstwo liści wnet zwalczy ulewa,
Czy nie dość głodu!” — I poszli biedacy
Szukać noclegu w gęstwinie jak ptacy.

Noc spadła czarna; — i nagle postrzegli,
Że się przypadkiem wśród głazów rozbiegli,
A więc zwyczajem zbłąkanych krzyknęli,
Na dwa ich głosy odpowiedział trzeci:
„Stójcie na Boga! byście nie zginęli.
Stójcie! łuczywo wam drogę oświeci.”