Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Dobrodziej mimo woli.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

  1)

KAROLINA SZANIAWSKA.

Dobrodziej mimo woli.

Pan Włodzimierz Ziarnecki uczuł się nieszczęśliwym i — rzecz dziwna — starym. Przyszło to nagle, nawiedziło go to pierwszy raz, lecz ustąpić nie myśli. Jak gdyby ktoś edno w kółko powtarzał mu nad uchem:
— Nieszczęśliwy stary! nieszczęśliwy stary!
Młodym, co prawda, pan Włodzimierz nie jest; mając sześć krzyżyków z górą. — Nie obciążały go one wszakże dotąd, nie zrobiły tetrykiem. Nie dźwigał ich, jak inni w jego latach, lecz nosił raźno i pogodnie.
Czy w zdrowiu pana Włodzimierza coś się popsuło, czy jakie nieszczęście go dotknęło, że człowiek ten, silnie zbudowany, z czupryną siwiejącą ale gęstą, ramiona opuścił, skulił się, zdrobniał, zmalał i tkwił bez ruchu, jak automat, w wygodnem fotelu przed biurkiem...
Nie klął, co zawsze, gdy był zły, działało znakomicie na uspokojenie nerwów. Nie biegał po pokoju, co miało własność zmniejszania wybuchów temperamentu sangwinicznego od lat najwcześniejszych, a nie ochłodzonego przez szereg krzyżyków, jakie po nim przeszły. Siedział skulony, zbiedniały i tak do siebie niepodobny, że gdyby figurkę tę zobaczył, wydałaby mu się cudzą.
Pan Ziarnecki widzieć figurki nie mógł, ale czuł ją w sobie; wpełzała mu do duszy; obca jego naturze i usposobieniu, wtłaczała się, wgryzała aż do fizycznego bólu.