Przejdź do zawartości

Strona:Katarzyna II - Pamiętniki.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko szlachtę i urzędników, gdyż o milczące masy ludu, o te gromady uciśnionych, smutnych, zahukanych, niemych, nikt się wcale nie troszczył. Lud pozostał po za obrębem prawa, przyjmował z pokorą los, jaki podobało się Bogu zgotować, i nie troszczył się o widma, wstępujące drżącym krokiem po stopniach tronu, o te cienie przemijające lub znikające w kazamatach lub na Sybirze. Lud mógł być tylko przygotowanym na to, że zostanie zrabowany. Jego zatem socyalny stan zależał od ciągłych zmian szczęścia!
Cóż to za osobliwa epoka! Cesarski tron był podobny do łoża Kleopatry. Gromada oligarchów, obcych pandurów, faworytów wiodła w nocnej ciszy nieznajomego, dziecko, niemca i osadzała na tronie, biła przed nim czołem i w jego imieniu rozdzielała knuty, co wywoływało reakcyą nową. Zaledwie nowoobrany miał czas zakosztować rozkoszy, upoić się szałem nieograniczonej samowładzy i skazać swych nieprzyjaciół na ciężkie roboty lub męki, już zjawiał się inny pretendent i wczoraj kreowanego potentata z całem jego otoczeniem spychał w otchłań. Ministrowie też i Generałowie szli w Sybir obciążeni kajdanami.
Te bufera infernale z taką szybkością porywały ludzi, że nie miało się dość czasu przepatrzeć ich twarzom. Marszałek Münich, który strącił Birena, spotkał go znowu sam, jako więzień w kajdanach na nogach, na jednej tratwie na