Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piec, kłat z łańcuchem, stoczyli się na dół z brzękiem i łoskotem w kotlinkę.
— Ohop! — krzyknął Krzyś z rozpaczną rezygnacją.
Marduła wyrwał nóż z za pasa i ścisnął ciupagę, gdy nim zbiegł na dół, ozwał się przerywany głos Gałajdy:
— Franek — — zleź — — rozewres — — żelaza — — toporzyskiem...
Marduła zdumiał się i skoczył przed siebie.
Tam Gałajda w potwornych swoich ramionach trzymał zawiniętego łbem i przedniemi łapami w kożuch niedźwiadka, który się szarpał jak wściekły.
— Pilno — mówił — bo wereda — — mocna — — jak koń...
Marduła wbił toporzysko od ciupagi między zęby oklepca poza łapą niedźwiedzia, rozważył żelazo i wtył odskoczył. W ten sposób uwolnili niedźwiadka.
— Ej, Bartek, aleś tys chłopski chłop! — rzekł Krzyś.
— Ani ci nie podziękował! — zaśmiał się Marduła.
— On mi podziękował, po swojemu — odpowiedział Gałajda.
— A gdyby cię był skaleczył? — rzekł Krzyś.
— No to, jako chciało. Dy on nie wiedział, po co ku niemu idę.
— Ja już myślał, Bartek, żeś ty rozum stracił.
— E, on ta i stracił. Jeszcze się to nie wydarzyło, coby kto niedźwiedzia z oklepca ratował — rzekł Marduła.
— Żal mi się go stało, tak jako i Kretowi tego dziewczęcia, u Toporów u Jasiców — powiedział wolno Gałajda.
— A siłę miał? — zapytał Krzyś.
— Malućko, a jaby go był nie dotrzymał — odparł Gałajda. — Krowę by ten już zabił, jeśliby na upartego szło!
— No, wiesz! Toby i ciebie mógł był zabić!