Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

własnowolną, jak gdyby ta śmierć, której naprzeciw szedł, była od lat oczekiwaną.
Podjechano pod szubienicę, wysadzono skazanych z wozów. Stał kat z pomocnikiem; jeden miecz ciężki trzymał w ręku, drugi przy palu z nabitym szpicem żelaznym stał. Pień na głów ścinanie był przygotowany.
Urzędnik grodowy, wśród grobowego milczenia tłumu i żołnierzy, odczytywać począł wyroki: spokojnie ich skazani wysłuchali.
Poczem podprowadzono rektora Martinusa Radockiego; i on i Łętowski ręce mieli wtył związane.
Dwaj pachołkowie opuścili Radockiego na klęczki, obnażyli mu szyję; Radocki milczał i oczy miał wzniesione w niebo.
Dopiero, gdy ukląkł, westchnął i dużym głosem zawołał:
— Przyjdź Królestwo Twoje!
Ciężki miecz spadł: głowa potoczyła się wśród strumieni bluzgającej z arterji krwi.
Poczem kat podjął ją za długie siwe włosy i otwartemi usty bluzgającą jeszcze krwią i łypiącą oczyma, jął przybijać do jednej z szubienic.
Pomruk zgrozy przeszedł przez tłumy.
Następnie przyprowadzono do pnia Łętowskiego.
Nie rzekł nic, tylko:
— Skoro się tak Panu Bogu Najwyższemu podobało...
Ukląkł i został ścięty. Potężne jego ciało, z odzienia odarte, kat mieczem na części ćwiartował.
Kostka patrzał na te egzekucje bez drgnienia powieki. Twarz miał białą, bez kropli krwi. Nie drżał, tylko chwiał się wtył i naprzód, jakby zgoła ruchu swego nieświadomy.
Raz po raz zwracał twarz w stronę Tatr — odsiecz nie nadeszła...