Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lami przystawała, on przystawał także, spoglądając na nią jakgdyby błagalnie jednem swem zdrowem okiem, bo drugie było podbite i napuchnięte. Wreszcie Ania, rada nierada, musiała się zgodzić na to towarzystwo, lecz gdy doszli do furtki Ustronia Patty, zatrzasnęła kotowi furtkę przed nosem w przekonaniu, że widzi go już po raz ostatni. Jednakże gdy w kwadrans później Iza otworzyła furtkę, ujrzała kota siedzącego na tem samem miejscu. W kilku susach przebiegł przez ogródek, wpadł do mieszkania i jednym skokiem znalazł się na ramieniu Ani, miaucząc radośnie.
— Aniu, — zapytała Stella surowo, — czy to twój kot?
— Skądże, — zaprotestowała Ania. — Biegł za mną przez całą drogę i w żaden sposób nie mogłam go się pozbyć. Fe, wynoś się. Bardzo lubię miłe kotki, ale nienawidzę takich brudasów, jak Ty.
Kocisko jednak widocznie nie przejęło się tą odprawą, bo ułożyło się tylko wygodniej na kolanach Ani i zaczęło rozkosznie mruczeć.
— Zapałał do ciebie specjalną sympatją, — śmiała się Priscilla.
— Nie lubię takich sympatyj, — odparła Ania niechętnie.
— Biedactwo gotowe zdechnąć z głodu, — szepnęła Iza z litością. — Wszystkie żebra mu sterczą i uwydatniają się przez skórę.
— Trzeba go nakarmić i wyrzucić z domu, — rzekła Ania po chwili namysłu.
Kot zjadł obiad z wielkim apetytem, lecz nazajutrz rano znowu znaleziono go w ogródku. Widocz-