Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wujku, — odezwała się Historynka, a w srebrzystym jej głosiku zabrzmiała nuta błagalnej prośby i przestrachu. — „Przedsięwzięcie“ podaje wiadomość, że jutro ma być koniec świata. Czy to prawda? Czy wujek w to wierzy?
— Obawiam się, że tak, — odparł wuj Roger ponuro. „Przedsięwzięcie“ zawsze bardzo skrupulatnie podaje tylko prawdziwe wiadomości.
— A mama w to nie wierzy, — zdobyła się na odwagę Fela.
Wuj Roger pokiwał głową.
— Właśnie to jest najstraszniejsze, — rzekł, — że ludzie dopiero wówczas wierzą, gdy już jest zapóźno. Jadę teraz do Markdale, aby pewnemu jegomościowi oddać to, co mu jestem winien, a poobiedzie wybieram się do Summerside, żeby sobie kupić nowy garnitur. Ten stary jest już zbytnio zniszczony na taką uroczystość, jak Dzień Sądu Ostatecznego.
Wuj Roger wskoczył do powoziku i odjechał, pozostawiając nas w jeszcze okropniejszym nastroju.
— Uważam, że to wam powinno wystarczyć, — zauważył Piotrek przyciszonym głosem.
— Czy powinniśmy się także na jutro przygotować? — zapytała Celinka.
— Chciałabym mieć taką samą białą sukienkę, jak wy macie, — szlochała Sary Ray. — Ale nie mam, a teraz już zapóźno, żeby sobie kupić. Ach, jaka szkoda, że dotychczas nigdy nie słuchałam mamy! Napewno byłabym zawsze posłuszna, gdybym wiedziała, że koniec świata jest tak blisko. Jak wrócę do domu, zaraz mamie opowiem, że byłam wtedy na pokazie magicznej latarni.
— Ja tam nie jestem taka pewna, że wuj Roger mówił poważnie, — wtrąciła Historynka. — Nie miałam możności patrzeć mu prosto w oczy, bo wtedy dowiedziałabym