Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wraz z listem i nie mówiąc nic, odejdziemy w milczeniu.
— Jeżeli nas zechce puścić, — wtrącił wymownie Dan.
— A czy Peg potrafi list przeczytać? — zapytałem.
— O, napewno. Ciotka Oliwia powiada, że jest nawet bardzo wykształcona. Gdy była dziewczynką, chodziła do szkoły, tylko później coś jej się pomieszało na umyśle. Zresztą napiszemy ten list jaknajprościej.
— A co będzie, jak jej nie zastaniemy? — niepokoiła się Fela.
— Położymy wszystko na progu i pójdziemy sobie.
— Peg może być teraz gdzieś bardzo daleko, — westchęła Celinka, — i może wrócić dopiero wtedy, jak już Pat nie będzie żył. Ale trudno, niema innej rady. Cobyśmy jej mogli dać w prezencie?
— Pieniędzy nie możemy ofiarować, — oświadczyła Historynka. — Peg jest podobno strasznie oburzona, jak jej ktoś daje pieniądze. Powiada, że nie jest żebraczką, ale wszystko inne napewno chętnie przyjmie. Ja mogłabym jej dać sznurek niebieskich korali. Podobno Peg bardzo lubi błyskotki.
— A ja jej zaniosę tę gąbczastą babkę, którą upiekłam dziś rano, — postanowiła Fela. — Przypuszczam, że nie często dostaje takie podarunki.
— Ja nie mam nic, oprócz tej obrączki na reumatyzm, którą dostałem jako nagrodę za sprzedanie igieł zeszłej zimy, — odezwał się Piotrek. — Dam jej tę obrączkę bardzo chętnie. Jeżeli nawet nie ma reumatyzmu, to może ją i tak nosić na palcu. Obrączka wygląda, jakby była zrobiona z prawdziwego złota.
— A ja jej zaniosą torebkę miętowych cukierków, — rzekł Feliks.