Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystkie zarodki, lecz zobaczysz, że teraz wszystko będzie dobrze.
„Jaś zasnął spokojnie i oddychał równomiernie. Mary „przewietrzyła go“ jeszcze dwukrotnie w ciągu nocy, a gdy nadszedł ranek, Jaś miał gardło zupełnie czyste i temperaturę prawie normalną. Gdy upewniłam się o tem, spojrzałam z większą sympatją na Mary Vance. Siedziała na kanapie obok Zuzanny i opowiadała jej jakąś historję, którą prawdopodobnie Zuzanna słyszała już ze cztery razy. Nie zastanawiałam się teraz nawet nad tem, czy Mary mówiła prawdę, czy blagowała. Miała prawo blagować, bo przecież uratowała Jasia od straszliwej śmierci. Mniejsza o to, że niegdyś goniła mnie przez cale Glen z suszonym sztokfiszem, mniejsza o to, że nazwała śmiesznemi moje marzenia owej nocy podczas zabawy w Latarni Morskiej, mniejsza o to, że największą jej rozkoszą było rozsiewanie plotek. Nigdy już nie uczuję antypatji do Mary Vance. Zbliżyłam się i pocałowałam ją.
— Co ci się stało? — zapytała.
— Nic, tylko jestem ci wdzięczna, Mary.
— Wcale się nie dziwię. Dzieciak umarłby na waszych rękach, gdybym się w porę nie zjawiła, — rzekła Mary z pozorną obojętnością.
„Potem przygotowała dla mnie i dla Zuzanny doskonałe śniadanie, które zjadłyśmy z apetytem i „wróciłyśmy na nowo do życia“, jak twierdziła Zuzanna. Dopiero do dwóch dniach Mary mogła wrócić do domu. Jaś przez ten czas powrócił prawie zupełnie do zdrowia, jeszcze przed przyjazdem ojca. Ojciec wysłuchał naszego opowiadania w milczeniu.