Strona:Maciej Wierzbiński - Nowelle.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu się w bezgranicznej ufności. Kiedyś, gdy świat był w jego oczach sielanek siedliskiem, marzył, aby tak piękne zdobyć serce i stworzyć raj na ziemi. A lubo poznał świat, płynął z nim bez szemrań i polor towarzyski osłonił powłoką salonową podwaliny jego charakteru, składniki jego wewnętrznej treści pozostały niezmienione, nie zamarło w nim pragnienie wielkiej, wyzwolonej miłości, będąc naturalnym wypływem jego szczytnej, pogańskiej duszy. Teraz wybuchnęła jak wulkan w całym swoim blasku, rozsadzając skały ubocznych względów, gdy w pełni swych sił cielesnych i duchowych stanął w słońcu miłości. Wielbiąc w niej kobietę, czcił przedewszystkiem, jak każdy głęboko czujący człowiek, z formy wyłaniający się symbol i widział ją tak bardzo piękną dlatego, że była ucieleśnieniem jego marzeń, dzieckiem jego duszy, Boską ręką z pod serca wyjętem.
Jak wielu, na wysoką nutę nastrojonych ludzi, poczuł głęboki wstręt do światowych przepisów; w świetle jego uczuć czczą komedyą wydały się ślubne ceremonie, pozwalające ludziom robić sobie widowisko z dziewczęcia wówczas, gdy kobiecość każe jej stronić od oczu obojętnych, niegodną śmiesznością — formalności i przysięgi, stosownie może dla nieuczciwych i bezdusznych, których wzrok nie przenika przez szaty pozorów. Czyliż nie były one bluźnierstwem przeciwko dusz najświętszej spójni? Czy oni nie byli już sobie poślubieni stokrotnie? Jeżeli nie — to na ziemi małżeństwem zwał się tylko kontrakt i frazes.
Z uczuciem niewysłowionej, ze swobodnego rozkwitu indywidualności płynącej szczęśliwości, która zamętem ogarniała jego zmysły, mieszał się jęk, jaki bogowie wzbudzali w starożytnych, który przenika człowieka, ile razy porzuciwszy przez tradycyę udeptaną drogę, stanie w obliczu swych najszczytniejszych pragnień. Bo w materyę przelany ideał.