Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w jaki się rozpadały zbliska nietylko twarz kobieca ale malowane płótna, czułem się szczęśliwy że tam jestem, że chodzę pośród dekoracyj, w całej tej ramie którą niegdyś moja miłość natury czyniłaby mi nudną i sztuczną, ale którą pendzel Goethego w Wilhelmie Meisterze obdarzył dla mnie niejaką pięknością. Zachwyciło mnie, że pośród dziennikarzy lub zaprzyjaźnionych z aktorkami światowców, którzy kłaniali się, rozmawiali, palili jak w restauracji, widzę młodego człowieka w czarnym aksamitnym berecie, w spódniczce hortensja, z policzkami centkowanemi różem niby kartka z albumu Watteau. Z uśmiechem na ustach, z oczami wzniesionemi ku niebu, manewrując z wdziękiem rękami, podskakując lekko, ów młody człowiek wydawał się istotą tak bardzo innego gatunku niż rozsądni ludzie w marynarkach i tużurkach, pośród których on ścigał jak warjat swoje ekstatyczne marzenie, tak obcy sprawom ich życia, tak wcześniejszy od form ich cywilizacji, tak wyzwolony z praw natury! Patrzeć nań, śledzić oczami wśród dekoracyj swobodne arabeski, jakie kreśliły na nich jego kapryśne i uszminkowane skrzydlate pląsy, było orzeźwiające i miłe, niby oglądać motyla zabłąkanego w ciżbie. Ale w tej samej chwili Saint-Loup wyobraził sobie, że jego kochanka zwraca

47