Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jącą się bez końca brylantową wstęgą, głuchą ciszę ożywiła szumem i hukiem, który tak jest miłym dla ucha wędrowca, jako jedyny głos życia przerywający to ponure milczenie. Ja też nie myślę nawet silić się na opis widoku, którego wspaniałość nigdy w słowach oddać się nie da; nie chcąc jednak przerywać ciągu opowiadania, w kilku wyrazach nakreślę jakby szkic wodospadu, mogący dać jakiekolwiek o nim wyobrażenie.
Z grzbietu nagiéj, zupełnie pionowéj opoki, rzuca się do dwóch sążni szeroki potok zwany Siklawą Wodą. Może w trzeciéj części spadku, napotyka na wystającą skałę, rozdziera się na dwa ramiona równéj prawie objętości i spada w przepaścistą głębią. Spadek tak jest gwałtowny, że woda traci zupełnie swą kryształową przejrzystość, i wydaje się jak bałwan śnieżnéj piany przesypanéj milionami brylantów. Około wodospadu do znacznéj odległości, tworzy się deszcz kroplisty, w którym odbite promienie słońca tworzą tęczę. W czasie naszéj bytności, dwie takie siedmiobarwne wstęgi przepasywały śnieżne fale. Najwspanialéj wydaje się wodospad stanąwszy u spodu jego, bo wtenczas dopiero można doskonale objąć okiem całą olbrzymią jego wysokość około 160 st. wynoszącą. Dojście jednak do dna téj głębi, w którą się rzuca, jest trudne.
Siedząc z boku nad brzegiem téj przepaści, z pomimowolném uczuciem zgrozy, spoglądałam w tę głębią jakby łoże, olbrzymią siłą wykute w litym granicie, o które rozbijają się z nieopisaną gwałtownością spienione wody, tworzą wiry, fontanny, wrą, kipią, niby w kotle, podziemnym ogniem rozpalonym, a wszelkie przezwyciężając przeszkody, wpadają w dolinę i pod nazwiskiem Roztoki, szalonym pędem spieszą do Białki, która lubo niezmiernie bystra, wydaje się spokojną obok tego rozhukanego potoku. Na wiosnę, gdy wody górskie, zasilone topniejącemi lodami i śniegiem, gwałtownie wzbio-