Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwierciadło. Górale rozpowiadają o tajemnym związku jego z morzem, o bezdennéj jego głębi, w którą przed wiekami zapadło zaklęte miasto, o dziwacznych rybach i potworach morskich, ukazujących się tu niekiedy i porywających owce, pasące się nad brzegiem, i t. p.
Wkrótce stanęliśmy na przeciwnym brzegu; nadeszła smutna chwila pożegnania Morskiego Oka, które tak dziwnie przywiązało mię do siebie. Żadne dotąd miejsce nie wywarło na mnie w tym stopniu owego tajemniczego wpływu, nigdzie mi dotąd nie było tak rzewnie i błogo. To téż stanąwszy po raz może ostatni nad brzegiem jego, żegnałam z takim żalem ów cel marzeń dziecinnych, jakby przyjaciela, jakby istotę wyższą, która pojmuje uczucia i myśli moje, a błogim wpływem swoim umie koić smutki. Smutno mi było, bardzo smutno, gdy się oddalałam od Morskiego Oka, gdy już znikły mi z oczu przejrzyste jego wody; ale przytém byłam spokojna, szczęśliwa, i żal mięszał się z radością i wdzięcznością dla Boga, iż mi dozwolił oglądać tyle cudów wszechmocy swojéj.
Idąc zwolna kamienistą drogą do wózków naszych, które stały opodal, oglądałam się ciągle na owe poważne olbrzymy, które w otwarte ramiona swoje objęły kryształowe głębie. Wsiedliśmy na wózki i zaczęła się podróż prawdziwie męcząca. Daleko lepiéj iść piechotą, niż trząść się po tych kamiennych progach, po tych dylach pokładzionych na poprzek drogi. Za każdym podskokiem wózka, a w takich podskokach ciągle się jedzie aż do ujścia Roztoki, zdaje się jadącemu, że wypadnie pod koła; najwygodniejsze siedzenie popsuje się i uplezie.
Jeszcze ostatnie słońca promienie błąkały się po śnieżnych szczytach otaczających dolinę Białki, lekkie mgły obłoczki na najwyższych turniach zwycięzki swój ztandar zatknęły; Łysa polana, niby w obłoku bengals-