Przejdź do zawartości

Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

posiłek, nie siedzieliśmy wcale. Tu miałam nowy dowód, że piękne okolice, a szczególniéj górskie, nie powszednieją, nie tracą uroku po pierwszém widzeniu, lecz zawsze czynią głębokie wrażenie na tym co ich piękność uczuć i ocenić umie. Ks. Proboszcz który nieraz już zwiedził Tatry we wszystkich kierunkach, był niemal na każdym szczycie, w każdéj dolinie, wyszedłszy na Krzyżne także nie pierwszy raz, może więcéj od nas był zajętym i zachwyconym przecudnym stąd widokiem. I nie tylko że sam nie spoczął na chwilę, ale nikomu spocząć nie pozwolił, wyszukując miejsca, skąd widok najpiękniejszy, skąd lepiéj widać tę lub ową turnię, tę lub ową dolinę. Jeżeli góry spowszednieć mogą, to najwięcéj zapewne spowszedniałyby temu, kto na nie patrzy ciągle przez lat kilkanaście.
Była godzina czwarta z południa, a zatém czas naglił do powrotu, chociaż żal było nad wszelki wyraz żegnać się z tak zachwycającym widokiem, a żegnać zapewne na zawsze. Nie było rady, trzeba gwałt zadać oczom i oderwać je od cudnéj Tatrów panoramy. Nad wszelkie spodziewanie spuszczanie się z Krzyżnego nie było tak trudném jak się zdawało; wkrótce téż bez żadnego przypadku stanęliśmy w dolinie Pańszczycy. Idąc zwolna po pod Koszystą, ujrzeliśmy na jéj krawędzi dzikiego kozła. Stał on nieporuszony na urwisku skały, przyglądając nam się ciekawie. Jędrzéj i Szymek wówczas zapaleni myśliwi, pożerali go chciwém okiem, świstali, wołali na niego, ale piękne zwierze czując się bezpieczném, podnosiło dumnie głowę i patrzyło śmiało na nas jak na drobne robaczki pełzające u stóp jego warowni.
Z niemałém utrudzeniem, ale daleko spieszniéj niż pierwéj, przebyliśmy dolinę Pańszczycy i Dubrawisko, zmrok bowiem już zapadał a do domu było jeszcze daleko. Na Królowéj, zaskoczyła nas noc zu-