Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zów, mających na swem czele Ostrzychomskiego księcia Prymasa, arcybiskupa kalocsańskiego i wszystkich innych biskupów! Same dostojne, znakomite osobistości, którym niełatwo pętlicę zarzucić. Niegdyś nazywano ich tutaj partyą konserwatywną, strupieszałą w usługach dworu, i u progów dworu zmarnowaną: dziś jest inaczej. Dziś oni w narodzie rej wodzić zaczynają i oni stają się tutaj najpopularniejszymi. Emigrantów już się dzisiaj nikt nie boi. Tylko na wspomnienie magnatów drgają białe pantalony na ścięgnach pana ministra. Teraz przeto, tam w „górze” wymyślono przeciwko temu nowy środek: mianowicie kontrminę podłożyć pod ten nowy bagaż.
— Jaką kontrminę?
— Trzeba ich przelicytować: wydrzeć im pozyskaną popularność.
— Co? Zbyt trudno nam to będzie, nam, urzędnikom.
— Bynajmniej, tylko trzeba się umieć wziąć do rzeczy. Będziecie musieli ubierać się w narodowy strój węgierski, w kaszkiety z piórami koguciemi, w dolmany, zdobne złocistym szamerunkiem, obcisłe spodnie węgierskie i buty z brzęczącemi ostrogami… Dopełniać kostyumu tego będzie krzywa szabla.
— Wyobrażam sobie Ottokara Lebeguta w takich spodniach obcisłych. Z temi jego nogami cienkiemi, jak u pająka!
— Od czegóż są zręczni krawcy, jeżeli nie od tego, ażeby odpowiedniem zastosowaniem swojej sztuki zamaskowywali rozmaite braki natury?
— No! Ręczyć można, że mieszkańcy Wielkiej Niedźwiedzicy na Niebie słyszeć będą chichot,