Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Hm. Prawda. Także też strzeliło mu do łba, żeby takiego wysokiego urzędnika posyłać do piwnicy po wino!
— Nie mogę nie żądać satysfakcyi za to!
— Bardzo słusznie. Nawet — jeżeli baron mnie chcesz zaszczycić zaufaniem, żądając, abym ja się tem zajął…
— Jakto?… Wasza Wysokość byłażby istotnie do tego stopnia na mnie łaskawą?
— Ależ bezwątpienia. Ludzie naszej rangi są wprost obowiązani oddawać sobie wzajemnie podobne usługi. Więc rzecz ułożona: sprawę biorę w swoje ręce — sam z hrabią się załatwię. A teraz — na dzisiaj dość o tem. Gdzież się pan myślisz przeprowadzić, baronie? Masz już upatrzone jakie mieszkanie?
— Z tem nie taka łatwa sprawa. W naszem małem miasteczku trudno mi będzie znaleźć coś odpowiedniego.
— Weź moje mieszkanie. Wcale niezłe — zamiast żeby stało pustkami…
Szymon zdumiał się mocno.
— Miałożby stać pustkami?…
— Tak jest. Czy nie wspominałem panu jeszcze, że jutro po południu wyjeżdżam ztąd do moich dóbr w Czechach?
— Jakto!… Na zawsze?… Bez zamiaru powrotu?
— Oh, nigdy tutaj już nie wrócę. Albowiem, kochany baronie, nie mogę powiedzieć, ażebym nie lubił komedyi, ale tylko jako widz, obserwując ją z boku; do brania w niej udziału jednak, jako jeden z grających aktorów, nie mam najmniejszej ochoty. Au revoir, kochany baronie. A nie zapomnij pan zapisać swoją szanowną żoneczkę do damskiego towa-