Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyglądała, jak przepyszna, klasycznie piękna Meduza.
— Ciekawa jestem, co ty nazywasz wcale niezłem mieszkaniem? — zapytała z gniewnym dąsem.
— Osiem pokojów, z salonem i balkonem, wychodzącym na plac, ze stajnią, tudzież remizą. Do tego kompletne umeblowanie: w salonie garnitur i tapety z adamaszku, firanki, portyery z jedwabnej brokateli…
— Ależ to jest najwyraźniej mieszkanie gubernatora…
— Poznałaś z mojego opisu? Jutro się tam wprowadzimy.
— Oszalałeś pan?! — krzyknęła Aranka, chwytając się za głowę palcami, zakrzywionemi nakształt orlich szponów. W tej chwili podobieństwo pięknej kobiety do Meduzy jeszcze bardziej wzrosło. — Czyż pan nie wiesz, jaką potworną plotkę świat ułożył na mój rachunek z powodu naszej znajomości z gubernatorem, a teraz, sakum-pakum, wprowadzać się chcesz do niego wraz ze mną?
Szymon z rękami w kieszeniach przypatrywał się Arance, a na ustach jego pojawił się cyniczny uśmiech.
„Doprawdy? — więc to nas jednak żenuje?… ”
Myśli tej atoli nie wypowiedział głośno.
Bawiono się nim — i on też nawzajem zapragnął pobawić się kimś.
Nieraz mu się już udawało grać na temperamencie swojej żony, jak na klarynecie, a mało komu dana jest umiejętność zażywania nerwów kobiecych nakształt instrumentu.
— Uspokój się, kochanie; z mieszkania tego