Przejdź do zawartości

Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ważny jednak przełom miał w życiu mojem stanowić. Rozdzieliliśmy się z Józiem; dotychczas w trzech warszawskich pokoikach od rana do wieczora ciągle byliśmy razem. Ojciec wprawdzie brał go z sobą na miasto, do koszar, do ujeżdżalni, po tych krótkich wycieczkach jednak braciszek wracał i, chcąc czy nie chcąc, musiał bawić się z siostrzyczką, w braku innego towarzystwa. Obecną bywałam zawsze na jego wojskowych ćwiczeniach z Piotrusiem, pomagał mi lalkę moją ubierać, obiad dla niej gotować i to nas w pewnej równości trzymało. Na wsi rzeczy zupełnie inną przybrały postać.
Zaledwie wstaliśmy od stołu i mama przeszła z nami na drugą stronę, zaraz w otwartem oknie ukazała się głowa Piotrusia. Józio czemprędzej wybiegł do niego; a ja, ma się rozumieć, za Józiem.
— Paniczu, śpieszmy się, śpieszmy, takie śliczne źrebiątko wyprowadzono! — wołał Piotruś z rozjaśnioną twarzą.
Józio zaczął w ręce klaskać, ja tak samo: — Źrebiątko, źrebiątko! — powtarzałam, pędząc w stronę gospodarskich zabudowań.
— Napolciu, Napolciu, niech się Napolcia wróci! — pogonił za mną głos Piotrusia.
Stanęłam, nie domyślając się bynajmniej, coby to znaczyć miało. Piotruś mnie objaśnił, że panienki do stajni nie chodzą, że tam dużo gnoju i błota, a ja mam cienkie trzewiczki i białe pończoszki, że ze stajni pójdą z Józiem bardzo daleko, a mnieby nóżki bolały i t. p. Żaden z tych argumentów nie trafił do mego przekonania; po błocie mógł Piotruś mnie przenieść, jeśli się zmęczę w dalszych wycieczkach, mógł wziąć na ręce, lub odpocząć wraz ze mną trochę. Podawane przezemnie sposoby tem silniej utwierdzały ich w przeciwnym mojemu zamiarze. Za-