Przejdź do zawartości

Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

potrzeba. Babka drugi raz wsadziłaby mnie do kąta i samnasam z pradziadkiem zamknęła. Kuchenka na długo była miejscem najbezpieczniejszem. Wkrótce źrenice oswoiły się z ciemnością i rozwidniło mi dokoła; dostrzegłam schodków na górę wiodących; schodki mię zaintrygowały. Czy drzwi od nich zamknięte? Nie. Co za szczęście, dają się otworzyć! Kolumbowa żyłka lekko drgać zaczyna i puszczam się na odkrycie światów nieznanych; wstępuję, wstępuję coraz wyżej, aż się odsłania przedemną obszerna równina strychu, zastawionego mnóstwem pak, kufrów i starych rupieci. Gdy ja to jedno po drugiem oglądam, na dole tymczasem spostrzeżono moją nieobecność. Matka najpierw głośno przez okno wołać mię zaczęła, pewną będąc, że gdzie z Marcyną lub ciotką Rózią wybiegłam na dziedziniec, pomimo dość już mocnego zimna. Pokazało się, że ani Marcyna, ani ciotka Rózia nie wiedziały, co się ze mną dzieje; wnet więc obie z różnych stron nawoływać mnie zaczęły; ja pod strychem nic tego nie słyszałam, ale babka na dole usłyszała zaraz i wyszła, czy z dobrą intencją uwolnienia mnie z pokuty, czy z zamiarem oskarżenia przed matką, dość że wyszła i trochę się zdziwiła, nie zastając mnie na wyznaczonem miejscu kary i poprawy. Dopiero wtedy harmider się zrobił podobno. Babunia całe moje przestępstwo, tak jak się zarysowało w jej umyśle, opowiedziała mamie, mama zdobyła się na tę odwagę, że bardzo żałowała, czemu jej nie wezwano do zbadania tej sprawy; ona przecież zna mię najlepiej, a ja do niej śmielszą jestem, niż do innych; ciotka Rózia napomknęła Marcynie, że mnie od siebie puściła, nie spytawszy się nawet, gdzie i poco idę. Marcyna powstała na ciotkę Rózię, że mnie pilnować nie może, bo panna Różańska ciągle za sobą Napolcię wodzi, panna Różańska zbałamuciła Napolcię tak, że jej teraz w po-