Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czaj zwracając się do gości — namalowałem ten portret w dwa dni, tę główkę w jeden dzień, to w kilka godzin, to w godzinę z czemś. Nie... przyznaję, nie uważam za malarstwo tego, co składa się linijka po linijce, to już rzemiosło a nie malarstwo“. Tak przemawiał do swoich gości, a goście podziwiali siłę i rzutkość jego pędzla, wydawali nawet okrzyki, słysząc, jak szybkie było wykonanie, a potem opowiadali jeden drugiemu: „To talent, to prawdziwy talent! Popatrzcie jak on mówi, jak błyszczą mu oczy! Il y a quelque chose d’extraordinaire dans toute sa figure!“
Schlebiały malarzowi te słuchy. Gdy zjawiała się w pismach drukowana pochwała pod jego adresem, cieszył się jak dziecko, aczkolwiek ta sława była kupiona za jego własne pieniądze. Nosił on taki druk wszędzie i niby nieumyślnie, pokazywał go znajomym i przyjaciołom i radował się tem, aż do prostodusznej naiwności. Sława jego rosła, zwiększała się praca i zamówienia. Zaczęły go już nudzić te same portrety i osoby, których pozy stały się dla niego szablonowe. Malował je bez wielkiej ochoty, starając się tylko naszkicować bylejak głowę, resztę oddawał do wykończenia uczniom Poprzednio bądź co bądź usiłował wyszukać jakąś nową pozę, uderzyć siłą, efektem. Teraz i to go znudziło. Wymyślanie i obmyślanie znużyło mózg. Było to ponad jego siły i brakło czasu; rozproszone życie i towarzystwo, w którem chciał grać rolę światowca, — wszystko odciągało go daleko od pracy i myślenia.