Przejdź do zawartości

Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

konstatował, że nie jest w środku zdania, lecz raczej na środku ulicy. Wracając do domu siadał natychmiast przy stole, spożywał coprędzej swoją zupę i kawałek wołowiny z cebulą, nie czując wcale ich smaku, zjadając to z muchami i ze wszystkiem czem dażył Bóg w tej chwili. Zauważywszy pęcznienie żołądka, wstawał od stołu, wyjmował butelkę atramentu i przepisywał przyniesione do domu papiery. Jeżeli zaś nie miał ich, to umyślnie dla własnego zadowolenia robił sobie kopie, zwłaszcza gdy dokument był interesujący, nie tyle pod względem stylu, ile adresu do jakiejś nowej osobistości.
Nawet podczas godzin, kiedy gaśnie szare niebo petersburskie i cały lud urzędniczy według możności zjadł obiad i nasycił się stosownie do otrzymywanej pensji oraz osobistych zachcianek, gdy wszyscy odpoczęli już po skrzypieniu piórem w departamencie, bieganinie, własnych i cudzych nie cierpiących zwłoki sprawach i wszystkiem, co zwala na siebie ponad potrzebę nawet niespokojny człowiek, gdy urzędnicy dążą, by strawić w rozkoszy resztę czasu: jedni żwawsi idą do teatru: inni na ulicę w celu oglądania pewnych kapelusików; inni znów na wieczorek, by spędzić go na komplementowaniu jakiejś przystojnej dzieweczki, gwiazdy skromnego kółka urzędniczego, inni wreszcie — a to najczęściej bywa — idą poprostu do swego brata na czwarte lub trzecie piętro, do dwu niewielkich pokojów z przedpokojem lub kuchnią i z pewnemi modnemi pretensjami, z lampą lub z innym