Strona:PL-Rafał Górski-Bez państwa.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej szczyt. Większość zawodowych polityków zachowuje się autystycznie, ich kontakty z wyborcami są powierzchowne, mniej lub bardziej zapożyczone z technik marketingu, sama demokracja kojarzona jest zaś z neoliberalnymi reformami w stylu planu Balcerowicza. To tutaj czai się prawdziwe niebezpieczeństwo populizmu. Pierwszy lepszy demagog może zawładnąć niezadowoleniem wyborców, głosić, że niesie zbawienie uciśnionym, i sprawiać wrażenie bardziej wiarygodnego niż zawodowi politycy, którzy uzasadniają zamykanie zakładów pracy i likwidację osłon socjalnych wymogami demokratycznych przemian ustrojowych.
Mimo wszystko pojawiają się pierwsze zwiastuny nadchodzących zmian. Co znamienne, nie pochodzą one od gremiów państwowych, lecz od osób zaangażowanych w demokrację na poziomie lokalnym. O nich właśnie będzie mowa w niniejszym szkicu.


PO ODEJŚCIU OD URNY
REKLAMACJA NIE JEST UWZGLĘDNIANA

Jeśli celem przeprowadzanych w samorządzie terytorialnym reform było przekazanie władzy jak najniżej i wyzwolenie w ludziach tyle odpowiedzialności za własne miasta i gminy, ile tylko zechcą udźwignąć, to w widoczny sposób zakończyły się one fiaskiem. Wiele obiecywano sobie po lokalnych liderach, radnych i burmistrzach. Mieli się oni troszczyć o sprawy swych miejscowości znacznie lepiej od decydentów ze stolicy. Sprzyjać temu miało oddalenie ośrodków władzy – mierzone w metrach, a nie dziesiątkach kilometrów. Nadzieje pokładane w krótszej drodze od lokalnego urzędnika czy polityka do spraw i ludzi, o których decydują, okazały się jednak złudne. Układy partyjne i osobiste zobowiązania pozostały decydentom bliższe niż najbliżsi sąsiedzi.