Jam duch strącony tych wesołych twarzy,
Których rdzeń życia w ich okrągłych brzuchach.
My szydzim z wiary, z nadzieji ołtarzy;
Skomlim wesoło, jak psy na łańcuchach!
Każda myśl lepsza, ten złodziej pokoju,
Każde uczucie, które się wylęga
Z tęsknoty, bolu, zapału, nadziei,
Jest wrogiem naszym! i grot je nasz sięga!
My, jak ząb węża, lub nakształt os roju,
Lub jak ogary rozpuszczone w kniei,
Szczwamy, polujem to źwierzę nadziei,
To źwierzę uczuć i źwierzę myślenia!
Potęgą naszą, potęga spodlenia;
A złoto, szczeblem naszego znaczenia!
Dzień jeszcze cały wesoło nam płynie:
Bo ducha topim w bachaljach i winie!
Lecz gdy dzień minie, o! w północnej porze
Z obrzydłem cielskiem nie chcąc łoża dzielić,
Lecę czarem szczęśliwszych wspomnień się weselić —
I znowu wracać muszę w brudne ciała łoże.
Czyż duch twój wolnym nie może już zostać?
Tajemnym sądom Bożym nie zdoła nikt sprostać
Straszne! lecz sprawiedliwe!
Rozjaśń przeszłości pochodnię —