Przejdź do zawartości

Strona:PL Bogusławski - Cud czyli Krakowiacy i Górale.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Basia.

Nie bój się, nie pierwsy ras ci to.

(Schodzi po kole, Stach jej rękę podaje, a Jonek patrząc śmieje się.)
Jonek.

Ba, ba, ba! nie musiałaby chyba być kobietą,
Zeby się nie umiała wykradać do gacha.
Ale jak zręcnie skace, jak koza, ha! ha! ha!
Mówią, ze nie tsa wiezyć po miastach niewieście,
Diabła prawda, i nase to zrobią, co w mieście.

Stach.

Ach, Basiu! zycie moje, cós to będzie z nami?

Basia.

Abo co?

Stach.

Juz dwie krypy płyną z Góralami.
Niezadługo tu staną.

Basia.

A to niech ta staną.

Stach.

To cie wej nic nie martwi, to chces być wydaną
Za Bryndosa, Górala?

Basia.

Nic s tego nie będzie.
Wsak wies, kiej u nas był tu po kolędzie
Powiedziałam mu wyraźnie,
Ize ja się z nim nie draźnie,
Ale mu sceze mówię, ze jak djabła, jego
Nie cierpie, i, ze pójdę za Stasia mojego,