Przejdź do zawartości

Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
467
KOSMOPOLIS.

wiadać tylko za to, czegośmy istotnie chcieli, wyraźnie i jasno...
— Byłoby to bardzo wygodnem — odparł margrabia z żywością — ale najlepszym dowodem, że tak nie jest, jesteś ty sam. Wszak dręczą cię zgryzoty, żeś nie oszczędzał duszy tak słabej, jak owego dziecka bezbronnego... Ja nie ukrywam prawdy i nie ukryję jej wcale przed tobą... Pamiętasz ów poranek, w którym byłeś taki wesoły, gdyś mi wykładał swą teoryę kosmopolityzmu? Bawiło cię to, jako dyletanta skończonego, żeś patrzał na jeden z tych dramatów rasowych, w którym występują na scenę osoby przybyłe ze wszystkich stron świata i historyi, i nakreśliłeś mi program tego dramatu tak dobrze, że wypadki w zupełności go urzeczywistniły. Pani Steno zachowała się w rzeczy samej wobec dwóch swych kochanków jak wenecyanka dawna, Chapron postępował z poświęceniem ślepem potomka rasy uciemiężonej, siostra jego z dziką zbrodniczością buntownicy, zrzucającej nakoniec jarzmo. Wszak utrzymujesz, że ona pisała listy bezimienne. Hafner i Ardea obnażyli zupełnie swe dusze niegodne, pierwszy jako obrzydliwy lichwiarz, na pół niemiecki a na pół holenderski, drugi jako szlachcic upadły, w którym odżył dawny kondotyer. Gorski był waleczny i nierozsądny, żona jego nieubłagana i prawa jak Anglia. Maitland był zawsze pozytywny, nieczuły i swobodny wśród tego wszystkiego, jak