Przejdź do zawartości

Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozmawiałam i mówiłam jej, że wszystkie te zdarzenia są najlepszym dowodem, iż nie należy zajmować się ludźmi i serce złożyć na ofiarę Bogu, bo Bóg nigdy nas nie zawiedzie.
Zuzanna była tak smutna i zgnębiona, że nie sprzeciwiała się w niczem ciotce i pragnęła tylko wyjechać nie dowiedziawszy się wprzód nieco się dzieje z Markiem.
Udała się więc do pani de Preymont, która przeraziła się na widok jej bladości i wyraźnego upadku sił, a teraz zdjęta litością i pomną ostatnich słów syna, powstrzymała się od wypowiedzenia Zuzannie gorzkich wyrzutów, które gwałtem cisnęły jej się do ust.
Posadziła młodą dziewczynę na kozetce, ale nie podała jej ręki.
— Czy przebaczysz mi pani kiedy? — szepnęła biedna nie mając odwagi spojrzeć w oczy matce człowieka, którego odtrąciła.
— Zbłądziliśmy wszyscy, Zuzanno — odpowiedziała chłodno pani de Preymont — ja najpierwsza niestety!... Teraz trzeba myśleć o tobie, to było jego ostatnie jego słowo przed odjazdem.
— Odjechał... Sam! — podjęła z niepokojem Zuzanna.
— Dał mi słowo, że będzie starał się żyć a jego słowu zaufać można.
— Bezwątpienia; więcej niż mojemu — odparła z goryczą panna Jeuffroy.
Nastała chwila milczenia, obie kobiety chciały zapanować nad ogarniającem je wzruszeniem. Wreszcie pani de Preymont odezwała się z rozdrażnieniem: