Przejdź do zawartości

Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy zszedł na dziedziniec, nowoprzybyły trzymał woźnicę za kark i potrząsał nim z całej siły. Ukazanie się pana de Preymont nie uśmierzyło jego gniewu.
— Przywitam się z tobą za chwilę, Marku — zawołał, — tylko pierwej muszę się rozprawić z tym łotrem, który żąda dwudziestu franków, kiedy ja mu obiecałem tylko piętnaście. O! wołałbym się utopić, niż ustąpić jego żądaniom!
Tu puścił woźnicę, który, czerwony, zasapany i gniewny, nie wiedział czy się ma rzucić na pana Saverne, czy też uciekać. Ale atletyczna postawa młodego człowieka i gwałtowne objawy jego gniewu poradziły mu ucieczkę. Wziął pieniądze i umknął.
— Bardzo dobrze — rzekł Saverne z zadowoleniem — zwycięztwo pozostaje przy mnie.
— Ależ niepotrzeba było na to zużywać tak wiele energii — odpowiedział, śmiejąc się, Marek.
— Być może, lecz musiałbym go przekonywać dłużej, a nie lubię takich półśrodków. Poco to zwierzę nudziło mnie swojemi argumentami!
Saverne przywitał się z panią de Preymont która z uśmiechem przypatrywała się zakończeniu tej sceny.
— Zdaje mi się, że spadam tu niespodziewanie — mówił dalej Jerzy, — a tymczasem donosiłem o swoim przyjeździe.
— Listu nie otrzymaliśmy — odparła pani de Preymont, — ale wiesz, że ciebie zawsze z upragnieniem wyglądamy.