Przejdź do zawartości

Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

hamowała wrażenie, przypominając sobie, co opowiadał jej mąż o owych surowych, mrukliwych ludziach, żyjących w lasach Północy. Słyszała o nich, że są nieco dzicy, ale energiczni, dzielni i uczciwi; nim też tu przybyła do nich, nauczyła się ich szanować i lubić.
Otrząsnęła się więc z instynktownego wstrętu, jakim ją przejmował Mac Cready i odezwała się doń z uśmiechem:
— Pies pana, zdaję się, nie lubi, — rzekła uprzejmie. — Chce pan, bym go pogodziła z panem?
Pochyliła się nad Kazanem, którego Thorpe wziął na łańcuch, gotów odciągnąć, gdyby tego zaszła potrzeba.
Mac Cready również się nad psem pochylił. Twarzą dotknął niemal twarzy Izabelli. Dojrzał o parę cali zaledwie od swych ust usta młodej pani, która z lekkim niby dąsem na wargach poskramiała Kazana, usiłując nakazać mu, by nie warczał na przewodnika. Mac Cready, korzystając z tego, że stojący poza nim Thorpe nie mógł go widzieć, znowu począł wpatrywać się w kobietę, ciekawiącą go stokroć więcej, niż Kazan.
— Niech pan zrobi jak ja, — rzekła. — Niech go pan pogłaszcze...
Ale Mac Cready już się wyprostował.
— Odważna z pani kobieta! — odparł. — Jabym się nie ośmielił. Odgryzłby mi rękę.
Ruszyli wąską, ledwie widoczną, śród śniegu ścieżką.
Minąwszy gęsty las jodłowy, przybyli wnet do kryjącego się poza nim obozowiska, skąd Thorpe wyjechał przed dwoma tygodniami i dokąd wracał teraz z swą młodą żoną. Stał tam namiot, gdzie zamieszkiwał ze swym dawnym przewodnikiem, i drugi tuż obok, w którym zamieszkać miał Mac Cready.