Przejdź do zawartości

Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Raz, drugi i trzeci szarpnął się z całej siły. Surowcowa obroża rznęła mu gardziel, wrzynała mu się w ciało, jak nóż. Musiał przez chwilę odpocząć, zaczerpnąć tchu.
W namiocie tymczasem walka trwała wciąż, coraz zacieklejsza. Przez wąską szczelinę widać było dwa cienie, to zmagające się z sobą w postawie stojącej, to znów walące się na ziemię i tarzające się w zaciekłym uścisku. Jeszcze raz porwał się pies w straszliwym wysiłku, naparł całym swym ciężarem, wyjąc z wściekłości. Nagle coś mu trzasło dokoła karku. Obroża pękła.
Szybciej nad mgnienie oka wpadł do namiotu i skoczył przewodnikowi do gardła. Dość było jednego zaciśnięcia potężnych szczęk. Mac Cready chrapnął głucho, coś jakby jęk wydarło mu się z krtani, zwalił się na kolana naprzód, a potem padł na wznak. Kazan, pijany krwią, cieknącą mu po pysku, głębiej jeszcze zapuścił kły w rozszarpana gardziel swego wroga.
Ale wnet posłyszał nawoływanie swej pani. Izabella, ciągnąc go za obrosły siercią kark, nakazywała, by porzucił swą ofiarę. Długo się nie dał odciągnąć, ale wreszcie rozluźnił szczęki. Ona wówczas pochyliła się nad zagryzionym i długo się weń wpatrywała; potem zakryła sobie twarz oburącz.
Cofnęła się następnie do posłania i ciężko padła na futro. Utkwiła w nie twarz i tak leżała bez ruchu. Kazan, niepokojąc się, podszedł ku niej. Obwąchał jej twarz i zimne jak lód ręce; czule przytulił się do nich pyskiem. Nie poruszyła się jednak. Oczy wciąż miała przymknięte.
Kazan siadł przy posłaniu, nie spuszczając oczu z trupa, gotów się nań rzucić ponownie, gdyby zaszła potrzeba. Czemu jednak i ona się nie porusza? — dziwił się i zastanawiał. Poruszyła się wreszcie, nawpół odemknęła oczy i pogładziła go po łbie.