Przejdź do zawartości

Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Janina nie wiedziała dobrze, co o tem myśleć i przypuszczała, że ojciec coś przed nią kryje. Ale Kazan dzięki owej dziwnej przemyślności zwierząt, której człowiek nie jest w stanie wytłumaczyć a którą zwie instynktem, powiedziałby, gdyby mógł mówić, co stary Piotr Radisson skrywa przed córką. Słyszał on już sam, jak inni ludzie kaszlali w ten sam sposób, jego ojce i praojce, psy uprzężne słyszały również ten kaszel, to też w umyśle Kazana sformowała się pewność tego, co nastąpić musi nieodzownie.
Nie raz też zdarzyło się mądremu psu zwietrzyć śmierć, która, nie dosiągłszy go dotychczas bezpośrednio, czaiła się przecież pod namiotami Czerwonoskórych lub wypatrywała sobie ofiary w chatach białych ludzi. Niejednokrotnie też zwęszył ją, jak węszył w powietrzu burzę lub pożar, gdy zdala zaledwie wypatrywała tych, których wkrótce zamierzała dosięgnąć. I owo widmo śmierci, unoszące się w powietrzu, zdawało mu się mówić, gdy tak szedł za Piotrem i za sankami, że śmierć już bliska, że wieje nań trupim oddechem.
Był też niezwykle czemś przejęty i zaniepokojony. Za każdym razem, gdy sanki przystawały, podbiegał i obwąchiwał chciwie ową maleńka ludzką istotkę, spowiniętą w futro rysia. Janina zbliżała się wówczas niezwłocznie, by strzec dziecka i kładła mu swą mięką dłoń na szarej sierci łba i grzbietu. Wówczas Kazan się uspakajał i radował się w duchu z pieszczoty.
Jedyną też rzeczą zasadniczą, jaką zdołał jasno sobie uświadomić w ciągu owego pierwszego dnia podróży, było to, że owo maleńkie stworzenie na sankach jest nieskończenie drogie kobiecie, która mu nie skąpiła pieszczot i mówiła doń głosem tak melodyjnym. Im więcej też sam zdawał się zwracać uwagę na owo maleństwo, tem bardziej kobieta owa zdawała się być rada i zachwycona jego zmyślnością.