Przejdź do zawartości

Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/612

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szenie go dusiło; zobaczywszy nareszcie Joannę, załkał na głos.
— Córko moja ukochana!... — wyjąkał, wyciągając do niej ręce.
— Ojcze!... ojcze... Jesteś na koniec!... Widzę cię... O, jak ja cię kocham!... mówiła Joasia, ściskając ojca.
Bertinot całował oczy, włosy, ręce swego dziecka.
— Bóg jest dobry!... Zlitował się nade mną... Odzyskałem nareszcie moją córkę.
— A ja odzyskałam ojca, a szczęście to zawdzięczamy panu Włoskowi, który ocalił mi życie.
— Czyż życie twoje było w niebezpieczeństwie? — i znów zaczął całować córkę.
— To wypadek, drogi ojcze, w którym byłabym zginęła... a jeżeli żyję i jestem przy tobie, jemu tylko zawdzięczam.
Bertinot osunął się do nóg Włoski, mówiąc:
— O panie! jesteś po dwakroć dobroczyńcą moim... mnie oswobodziłeś... Joasię od śmierci uchroniłeś... Jakże ci podziękować?
— Kochając mnie, jak gdybym był synem twoim.
— Zamieszkam w tym domu — mówił Bertinot — będę tu miał pracę i przyszłość zapewnioną... Zostaniesz ze mną, Joasiu, wszak prawda?
— Zrobię, jak będziesz chciał, mój ojcze... Lecz pan Włosko musiał ci powiedzieć, iż mam obowiązek do spełnienia u pani de Roncerny, powrócę jednak niedługo, ponieważ zadanie moje prawie ukończone.
Śniadanie przeszło wesoło nad wyraz, całe popołudnie spędzili na układaniu projektów na przyszłość.