Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/539

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

albowiem i porządek nigdzie może więcej uwidomionemi nie bywają, jak na odpłynąć mającym statku parowym.
A że znałem tam, wśród podróżnych, niejakiego lekarza, powielekroć drogę tę robić nawykłego, tedy umyśliłem sobie, iż obeznać mię będzie mógł nieledwie ze wszystkiem i nieledwie ze wszystkimi.
Był to zaś człowiek wieku podeszłego, który, przez lat trzydzieści lekarskie rzemiosło praktykując, tak wielką zyskał sobie wziętość, iż nareszcie musiał zaniedbywać powierzających się mu chorych, z powodu, iż zbywało mu czasu na indywidualności ich mięć względy; wycofał się przeto jak mąż zacny z tak niebezpiecznego pola prac swych i przestawał najwięcej z przyjacielem swoim adwokatem, który niemniej tąż samą drogą, dlatego tylko, że słynnym był i sumiennym, na prywatne usunął się był ustronie.
Tych mężów dwóch szukałem oczyma memi, na statek wchodząc, ale mieszało się jeszcze krzątanie się podróżnych, którzy właśnie że weszli, i krzątanie się służby okrętowej, którą portowy rządził pilot[1]; spostrzegłem więc tylko kilku dzikich ambasadorów niejakiego książątka z wysp odległych, którzy z tłumaczem swym i służbą obchodzili dokoła wnętrze okrętu, macając rękoma poręcze wschodów mahoniowe i ozdoby mosiężne, bardzo świecące — a na twarzach tych dzikich była radość, że wszystko dokoła jest tak równo, pięknie i gładko.

III.

I płynęliśmy dzień jeden i dzień wtóry, a dnia trzeciego, gdy byliśmy jeszcze na onym wstępnym oceanu pasie, gdzie zielone fale uderzają o ściany wapienne i pionowe wysp niewielkich, wzmogły się wiatry znaczne i była burza. Co jak tylko się pomiędzy podróżnymi rozgłosiło, zeszli jedni do kabin, ażeby wyciągnąć się na łóżkach swoich, drudzy zaś na pokład okrętu pośpieszali, ażeby — mówili oni — burzę widzieć.
I widziałem, jako wstępował na ów pokład niejaki oficer kawalerji, płaszczem się swoim okrywając, z pod którego kończyn świeciły się krzywe ostrogi. Był to energiczny człowiek i mający gesta niespokojne, jakoby szukające wkoło siebie, czyli nie jest co do uskromienia.
Żywioł wszelako rozhukany, parskając białemi śliny swemi, mało waży sobie energję ludzi pojedyńczych, skoro te nie za pośrednictwem praw, żywiołowi onemu właściwych, krzątają się, i jakkolwiekbądż sprężyście się niepokoją, jest to żywiołowi obojętne.
Majtek jeden w opończy ceratowej, od stóp do głów strumieniami wody jaśniejący, przebiegł, gwiżdżąc obok oficera kawalerji i podtrzymał zachwianą postać niewieścią, która właśnie że na pokład wstępowała, trzymając się ręki pewnego młodego podróżnego.
O osobie tej zaś mówiono na okręcie, że jest przez nadobnego towarzysza swego wykradzioną.
Piękna była to dama, ale co do nieposzlakowanej dorodności, należało się więcej jej miłemu, który przytem bardzo rzewliwe miał spojrzenia i ruchy więcej niż wykwintne.
Spoglądali oboje, jako ludzie morza nieświadomi, którym się wydawa, iż burza morska ustępów nie ma, bardzo blisko uczuć się dających, ale że jest czemś zdaleka i odrazu do widzenia możebnem, jak opera.
On zatopił błękitne oczy swoje w chmur nawały, a ona zdała się wejrzeniem i poczuciem iść za wszelką myślą towarzysza, gdy tymczasem miotły się fale ogromne na przechylany w otchłań pokład, i nie było bynajmniej winą moją, że dostrzegłem obuwie więcej niż lekkie na udatnych stopach nieznajomej, tak, iż myślą mą było zbliżyć się i ostrzec tę osobę, jak dalece naraża zdrowie swoje; lecz, gdy na to wspomniałem, iż wykradziona jest, wstrzymałem się i zwierzyłem to zacnemu doktorowi, z którym na jednej z ław pustych usiedliśmy.
Ku czemu poważny mój przyjaciel rzecze do mnie:

«Obraziłbyś młodego tej pięknej osoby towarzysza, ale i ja sam dopiero jutro uwagę tę zrobić im potrafię, gdyby mię w tym względzie zapytano; jakkolwiek znam młodzieńca, owszem, dlatego właśnie, iż znam go, jestem ostrożny. Jest to albowiem czuły człowiek. Czuły, mówię, to jest, obraźliwy: raz usłyszysz od niego łzą rzewną przesiąkłe słowo, drugi raz znowu jedną ztych sentencyj, która, gdyby była wyrzezaną na mosiężnej gałce grubego jakiego kija, zaledwo że byłaby na miejscu swojem. Przytem słodkie i tkliwe ma on chwilę — sam powiada, iż jest artystą: żony swojej pod rękę mu nie dawaj, bo się jej oświadczy z łzami w oczach — książki mu ani parasola nie

  1. pilot (franc.), sternik portowy.