Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Garbus.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kładąc się spać modliłam się do Boga: “Ulituj się, Panie nad tymi, którzy jutro nie ujrzą wschodu słońca!” Słyszeliśmy uderzenia broni, krzyki, przekleństwa i dwa głosy męskie, które od czasu do czasu powtarzały “Jestem, Jestem!”
Myśli kotłowały mi się w głowie. Znałam tu hasło, czy dewizę. Od dzieciństwa słyszałam je parokrotnie z ust Henryka; potem znalazłam przetłómaczone na język łaciński na pieczęci, zamykającej tajemniczą kopertę, której Henryk strzegł jak skarbu. Więc Henryk był zamięszany w tym dramacie? On sam tylko mógł mi coś o tem powiedzieć.


∗             ∗

Słońce już zachodziło, gdy puściliśmy się w dalszą drogę. Jechałam ze ściśniętem sercem. Odwracałam się wiele razy, aby spojrzeć jeszcze na ciemną, olbrzymią masę zamku Kajlusów.
Nocy tej miałam dziwny sen; ukazała mi się kobieta w żałobie, trzymając na rękach małe dziecko i pochylona nad bladym młodzieńcem z raną na piersiach.
Czy to ty byłaś, matko?
Na drugi dzień gdyśmy stali na pokładzie okrętu wiozącego nas do Ostendy, Henryk rzekł do mnie.
— Niedługo wszystkiego się dowiesz, Auroro. Bóg by dał, byś przez to czuła się szczęśliwą — dodał ze smutnem westchnieniem.
Czy podobna, aby pognanie mojej rodziny