Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Garbus.djvu/797

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mniejszy ruch mógł go zdradzić.
Czuł że w tej chwili wszystkie spojrzenia skierowane były na niego. Potężnym wysiłkiem woli zachował pozorny spokój. I czekał.
— To całkiem rzecz niepotrzebna.... — bąknął prezydujący.
Gonzaga rad byłby go uściskać.
— Jakie księżna pani raczyłaby nam dać motywy.... — zaczął kardynał.
— Zwracam się do jego królewskiej wysokości — przerwała księżna. — Sprawiedliwość dwadzieścia lat zwlekała z wyszukaniem zabójcy Neversa, więc sprawiedliwość dłużną jest tej ofierze która tyle czasu czekała na zemstę. Córka moja, panna de Nevers, jedynie po takiem publicznem i zupełnem zadośćuczynieniu może wejść w progi tego domu. Niechaj też i dziadowie nasi, zamknięci w ramach portretów familijnych surowem okiem spojrzą na winowajcę pokonanego i upokorzonego!
Zaległa cisza. Prezydujący Lamoignon kręcił głową na znak odmowy.
Regent nic jeszcze nie wyrzekł zamyślił się dłużej.
A Gonzaga męczył się pytaniem:
— Czego się ona spodziewa od tego człowieka w tym domu?
Zimny pot wystąpił mu na czoło. Zaczął żałować nieobecności swych stronników.
— Chciałbym wiedzieć jakie jest w tym względzie zdanie księcia Gonzagi — zapytał go nagle książę Orleański.
Gonzaga rozchylił usta w obojętnym uśmiechu.