Nigdy bardziéj, jak przy odpływie morza nie uwydatniała się dzika posępność rozległego krajobrazu Dedlow March. Gąbczaste nizkie grunta okrywały tu i owdzie mętne kałuże, zbiegłe wody pozostawiały po sobie kręte brózdy ze śluzową barwą i wonią, roślinność karłowata, rzadkie i nędzne źdźbła trawy nosiły cechy ziemnowodnych tworów ślizkich i wilgotnych. Jakkolwiek monotonna płaszczyzna krajobrazu nie rozbudzała wyobraźni zbróżdżona jego powierzchnia przypominała obrazy wylewów i klęsk, a chociaż na niebie najpiękniejsza jaśniała pogoda, ziemia sprawiała wrażenie zgnębienia i pustki. Nawet łąka zieleniejąca kędyś w głębi widnokręgu, zagrożona wiecznie wylewem napastniczego żywiołu, nie śmiała rozwijać bogatszéj roślinności, a na nizkich krzaczkach czerwieniejące jagody brusznicy, wychylały się skrzepłe i ścierpłe z pod oblewających je w prawidłowych odstępach czasu, zimnych prądów wody.
I nie sam wzrok tylko rażonym tu bywał niemile. Cmentarny jęk bąka, żałosne wołanie kulika, mieszające się ze swarliwą wrzawą cyranek hukanie żórawi i urywany krzyk siewki, uderzały słuch smętnemi odgłosy, zlewającemi się w jeden chóralny akord skargi i bólu. Smętnie téż wyglądało to błotne i wodne ptastwo. Żóraw niebacznie brodzący po wodach, bez względu na zamoczenie swych wysokich nóg, żałobny kulik, żałośliwa siewka, posępny bekas, który z samobójczemi, zda się, zamiarami, przechadzał się samotnie nad
Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/105
Ta strona została przepisana.
VI.
WEZBRANE WODY.
(HIGH WATERS MARKET.)