Przejdź do zawartości

Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I.

U podnóża cywilizacji, w mglistych śladach prahistorji, w kształtowaniu się wyobrażeń o Bogu, o władzy, o uleganiu słabego silnemu, ociężałego zwinnemu, prostodusznego przebiegłemu, w pierwszej walce dwóch ludzi o żer, o samicę, o leże, w pierwszym błysku rozumu szukać trzeba królobójstwa. A potem, iść w górę i jeno śladów krwi patrzeć. A śladami tymi przebyć można z łatwością całą otchłań czasu, dzielącą naszą erę od epoki człowieka jaskiniowego, kamienia łupanego i kamienia gładzonego. I nie tylko, że te ślady krwi będą nicią Aryadny w labiryncie rodowodu królobójstwa, ale bodaj nieodłącznym, ponurym zgrzytem, towarzyszącym każdemu dźwignięciu się cywilizacji, każdemu zlaniu się rodzin w klan, klanów w plemię, plemion w naród, narodów w państwo, każdemu poprawianiu czy ulepszaniu machin władania, każdemu starciu kultur, idei, poglądów, haseł, wiodących ludy.
Upłynęły wieki walk bratobójczych, upłynęły tysiące lat na ciężkim dorobku myśli. Człowiek już hardem okiem mierzy ciemnotę dawnych ludów, już w zaobłocza sięga po ostatnie zagadki bytu swego, już dobroczynne promienie praw ma dla zwierząt, już samoobronny układ z bliźnim wznosi ku słońcu miłości, szuka zadowolenia w altruiźmie, marzy o wszechludzkiem szczęściu, wszechludzkiej zgodzie, już ostatnie prochy samolubstwa chce strząsnąć — a po dzień dzisiejszy stoi bezwładny, zimny, obojętny wobec tego najprost-