Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Małgorzata strwożona odwróciła się — po okropnościach ostatniéj nocy oczekiwała czegoś jeszcze straszliwszego, i dla tego miała, zamiar uciekać.
— Zostań, zabrzmiało — o zostań, ja ci rady udzielę!
— Walterze, tyżeś to? odpowiedziała z razu zmieszana Małgorzata, bo o biedzie swojéj nic myślała.
— Przeczuwałem to, mówił daléj Walter, nie mogłem sypiać, i chociaż dzisiaj święto, coś mnie przededniem z łóżka spędziło!
— Święto? powtórzyła Małgorzata, i jakby nagle z ciężkiego snu przebudzona, oburącz odrzuciła blond włosy z czoła — w jedném słowie, które wymówiła, malowała się cała jéj rozpacz!
— Zkąd przychodzisz? O dla Boga! twoje nogi pokrwawione — twoja suknia cierniami podarta...
— Nie pytaj mnie Walterze, bo muszę daléj pośpieszać!
— A twoja milutka twarz tak blada i nieszczęśliwa — a ręce masz prawie skostniałe — nie chcę o nic pytać, o niczém wiedzieć — dosyć już widzę ze słów twoich! Wiem wszystko Małgorzato, byłbym ci wówczas wszystko przepowiedział, kiedy w owéj willi po raz ostatni z tobą mówiłem! Ale nie słuchałaś mnie, opływałaś w szczęściu i bogactwie, a ja byłem tylko prostym robotnikiem! Ale teraz mam prawo powiedzieć ci wszystko i prosić: przyjm moją rękę! Stwardniała od pracy, wprawdzie nie jest ani delikatna ani biała, ale uczucie myśli o tobie! Nie odrzucaj jéj Małgorzato; patrz, zarobię na chleb dla nas obojga! Chociaż czasem będzie go skąpo, zawsze jednak będzie uczciwie zapracowany! Nigdy ci nie zrobię żadnego wyrzutu, nigdy cię nie rozgniewam, nie odbiorę mojéj miłości! Chodź, nie wahaj się — słuchaj, dzwony ogłaszają święto — pozwól niech to święto i dla nas będzie uroczystością! Chcę cię wesprzeć własnemi rękami — dla ciebie wszystko uczynić pragnę, bo cię kocham Małgorzato!