Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obiedzie, z rękami na brzuchu, nogami opartemi o wilki, z policzkami zarumienionymi trawieniem i oczyma zwilżonemi uszczęśliwieniem, na dziecię pełzające po kobiercu i tę wysmukłą kobietę, która z za poręczy krzesła przychodziła pocałować go w czoło myślał sobie.
— Co za szaleństwo! jak tu do niej przystąpić?
Tak mu się wydała cnotliwą i nieprzystępną że stracił wszelką nadzieję, nawet najbardziej oddaloną.
Lecz tem wyrzeczeniem się stawiał ją w szczególniejszych warunkach. Wyzwoliła się dla niego z przymiotów cielesnych, które mu nic dać nie mogły i wzniosła się w sercu jego coraz wyżej, oddalając się coraz bardziej od ziemi, nakształt wspaniałej apoteozy, która w niebo ulatuje. Było to jedno z tych czystych uczuć, które nie zakłócają codziennych spraw życia, które się pielęgnuje dla ich rzadkości i których utrata więcejby urządziła żalu, niżeli posiadanie ich przynosi radości.
Emma schudła, lica jej zbladły, twarz się wyciągnęła. Ze swymi czarnymi włosami, wielkiemi oczami, greckim noskiem, lekkim chodem i zawsze milcząca, nie zdawałaż się przesuwać przez