Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/526

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tastrofie, trzeba było więc oczekiwać tej strasznej sceny i przyjąć brzemie jego wspaniałomyślności. Przychodziła jej myśl udać się jeszcze do Lheureux’go, ale po co? napisać do ojca: było już za późno i kto wie czy w tej chwili nie pożałowała że nie uległa tamtemu, gdy wtem usłyszała tentent konia w ulicy. To był on! otwierał już baryerkę; był bledszym od tynkowanej wapnem ściany. Zbiegłszy pędem ze schodów, uciekła przez plac, a pani merowa, która przed kościołem rozmawiała z bedelem, zobaczyła ją wchodzącą do mieszkania poborcy.
Pobiegła zaraz powiedzieć to pani Caron. Obie te panie poszły pod strych i ukryte za bielizną rozciągniętą na żerdziach, umieściły się wygodnie żeby widzieć wszystko co się działo u Bineta.
Był sam w swej izdebce na poddaszu, zajęty właśnie naśladowaniem z drzewa jednego z tych misternych sprzęcików z kości słoniowej, złożonych z półksiężyców i kul wydrążonych jedne w drugich, wszystko prosto, w kształcie obeliska i bez żadnego użytku, i już ostatnią cząstkę zaczynał, blizkim był celu! W półcieniu warsztatu żółtawy pył unosił się z pod jego narzędzia, jak snop iskier z pod kopyt galopującego konia;